Autodestrukcja Razera?

Produkty Razera goszczą na biurkach graczy od prawie 10 lat. Niecałą dekadę temu powstała firma, która założony sobie cel po dziś dzień wypełnia znakomicie – opanować rynek akcesoriów dla graczy. Co prawda na arenie tej ma poważnych konkurentów, jak chociażby SteelSeries, jednak bez wątpienia pnie się w górę zdobywając coraz większe rzesze klientów. Każdy produkt z oferty rynkowej Razera jest na swój sposób specyficzny. To nie są uniwersalne gadżety, które podobają się każdemu. Albo się je kocha, albo nienawidzi. W Internecie można spotkać zarówno głosy krytyki, której tak innowacyjne rozwiązania ustrzec się nie mogą, jak i pochwały za nieustające wprowadzanie sprzętów niecodziennych…

W asortymencie tejże korporacji dostrzeżemy sprzęt audio, myszki oraz to bez czego nie mogłyby się one obyć – podkładki. Tych ostatnich amerykański producent stworzył cztery. Rozpoczęło się od twardego eXactMata, później był miękki Mantis. Całkiem niedawno ukazał się sztywny Destructor, a najnowszym ich dzieckiem jest kolejna „szmatka” - Goliathus. W tejże recenzji bliżej przyjrzymy się temu przedostatniemu – Destructorowi. Czy tak groźnie brzmiąca nazwa rzeczywiście niesie destrukcję, gwałt i potępienie dla oponenta? A może to autodestrukcja i bubel będący atrybutem e-sportowego masochisty? Przekonajmy się!

• 1