Pierwsze wrażenia
Myślimy sobie… Kurczę – wydałem kupę kasy. Kolega pokazywał mi swojego Icemata. Pudełko postawię sobie na półce! I owszem. Kolegi Icemat ma rewelacyjne pudełko. Przychodzi paczuszka, pierwsze wrażenia? – Ehhh, to chyba nie to…
Otwieramy i… Wielki zawód. Tak – to Steelpad 4s, a właściwie jego pudełko niczym nie różniące się od pudełka o połowę tańszego Steelpada 4d. Powiedziałbym nawet, że pudełko 4d jest dużo ładniejsze, z żywszymi kolorami. Właściwie to nie pudełko, a duża kartonowa koperta, która w środku mieści pada, gumową matę, ślizgacze i ulotkę. Nie tego się spodziewaliśmy i mimo, że darzę wielkim sentymentem tego pada – Wielki minus. Za te pieniądze mamy prawo oczekiwać czegoś lepszego. Cieszy fakt, że na miejscu jest dość długi pasek ślizgaczy Steel Series – a Steelpad 4s do ślizgaczożernych nie należy.
Można by się tu rozpisywać – ale po co, a właściwie na temat czego? Niczego. Niczym szczególnym nasze oczy nie zostały powitane. Tyle o pudełku. Jedziemy dalej… Otwieramy kopertę i…
Ja zaniemówiłem. Tak, to najseksowniejszy i najbardziej estetyczny pad. Nie są mu potrzebne żadne grawery czy kolorowe macki, piękny kształt, elastyczny wygląd odnajdujący się na każdym biurku. Pad ma połysk. Jest idealnie czarny i nie szpeci żadnej myszki. Można powiedzieć - pasuje do wszystkiego. Jedynym ograniczeniem jest wielkość naszego biurka – ale wtedy nie ma co płakać, zamawiamy 3s, czyli mniejszą wersję naszej podkładki wykonaną z dokładnie tego samego materiału. Przy okazji dużo tańszą.
Mata antypoślizgowa wygląda jak gumowa pianka, niezbyt przyjemna w dotyku, ale bez zapachu! Wykrojona idealnie tak, że sama mata jest minimalnie mniejsza od pada. Dzięki temu nie mamy problemu z wystającymi kawałkami, podkładka idealnie ją przykrywa.
Krótko, zwięźle i na temat – oczarowani podkładką, jednak szok termiczny powoduje denne opakowanie. Firma Steel się nie popisała. Chodź to nie pudełko się liczy, a sam pad ma już przecież swoje lata.
Steeleq to mała podkładka kosztująca więcej niż Steelpad 4s, firmy mniej znanej, mniej zaufanej. Nastawiłem się na to, że zamuruje mnie już na dzień dobry, wprowadzi w małą euforię i pozwoli rozwiesić transparenty „polska firma zrobiła dobrego pada!”. Wyobrażałem już sobie klimat dwóch raperów ostro grających na padach, charakterystyczne przerywanie „Nice SHIT!”. Naprawdę spodziewałem się czegoś fajnego. Pudełko - futurystyczne? W pewnym sensie. Ładne? Spodoba się małej grupie osób. Wykonanie? Dwa kawałki twardego plastiku złączonego „pseudo-nitami”. Pomysł fajny, ale ja pracując w warsztacie nie zobaczyłem w tym nic przebojowego. Otwieranie to prawdziwa katorga, a o wielokrotnym użyciu można zapomnieć. W środku pad i ulotka. Koniec.
Nie ma ślizgaczy... Cóż, właściwie nie ma nic więcej. Suchy produkt. Bez żadnych dodatków, w dodatku w porównaniu do 4s bardzo mizernej wielkości, nie za ciekawy z wyglądu. Właściwie tu zaczyna się już mój brak sympatii do tego kawałka metalu, którego nasza mysz miała pokochać.
Podsumowując , żadne opakowanie nie wywarło pozytywnego wrażenia, lecz jak wiadomo – najważniejszy jest produkt. Tu już pazurki pokazuje Steelpad 4s. Jesteśmy podkładką miło zaskoczeni. Do naszego ‘only for pr0’ (cytat z opakowania steeleq) uśmiechamy się krzywo. Myślę, że część kupujących w ciemno wydając 170 zł zaaplikowałaby sobie szybki strzał w łeb. Na obrazkach to wszystko ładniej wygląda, a jeśli chodzi o Steela – wręcz przeciwnie. Ciężko oddać urok tej podkładki na zdjęciach.