Pechowiec. Najpierw dobrze pokazał się w kilku sparingach (gry z h00lsami były jego popisem), potem przyplątały mu się problemy ze sprzętem i na jakiś czas był wyłączony z reprezentacyjnych kręgów, a gdy wreszcie otrzymał z rąk stinga upragnione powołanie... przyplątał mu się nieszczęsliwy wypadek i złamanie ręki. Dosyć niefarta jak na jednego gracza, prawda? :) Szkoda, bo Marek o swoją szansę walczył jak lew, gołym okiem było widać, że zależy mu na pokazaniu się. Był jedną z tych osób, z którymi przegadałem naprawdę sporo czasu, dyskutując na temat gry, treningów i generalnie spraw okołoquakeowych (i nie tylko). Podczas tych rozmów eekz podsuwał mi różne pomysły, które w miarę możliwości starałem się sprawdzać.

Przede wszystkim jednak liczyłem na niego jako gracza stanowiącego wartościowe uzupełnienie składu. To doświadczony wyjadacz, pamiętający jeszcze czasy formowania się sceny vQ3 w Polsce, kiedy "zwykłym" quakiem interesowały się może 3-4 klany. Przez długie lata był członkiem klanu 666, ale dopiero po dołączeniu do ff zaczął brać regularny udział w europejskich rozgrywkach TDM. Gra bardzo "ekonomicznie", umie zadać sporą ilość obrażeń praktycznie nie zbierając pancerzy, przez co może być przydatny dla zespołu. Miał wiele przerw, więc nie zawsze wszystko mu "siedzi", ale gdy akurat ma swój dzień - straszy railgunem jak za starych, dobrych czasów. Do tego jak prawdziwy rutyniarz nie ulega presji i emocjom, w trakcie gry potrafi wręcz rozładować atmosferę jakimś wyjątkowo perfidnym żartem :) Przydatny, mimo że ostatecznie i tak nie zagrał w żadnym meczu.